Bielsko Wapienica – Szyndzielnia – Błatnia – Bielsko Wapienica

Bielsko Wapienica – Szyndzielnia – Błatnia – Bielsko Wapienica

Fajna wycieczka na cały dzień – sama trasa to 6 godzin 20 minut.

Start, meta: Bielsko Biała, Wapienica camping, pętla autobusowa (linia nr 16).

Podejście – szlak żółty na Szyndzielnię, Klimczok i Błatnią.

Zejście –  szlak niebieski do Wapienicy.

Wycieczkę rozpoczynamy przy końcowej pętli autobusowej nr 16 w Bielsku Białej w Wapienicy. Jest tam dosyć duży parking – w słoneczne dni zatłoczony. Trzeba uważać, przy parkowaniu na przystanek, bo jak autobus zawraca i nie może to kierowca często wzywa straż miejską i mandat murowany.

Z parkingu idziemy asfaltowym deptakiem żółtym szlakiem przez las w kierunku zapory wodnej (zbiornik wodny pitnej dla części Bielska Białej). Dochodzimy do tamy, przy niej jest knajpa z różnymi rodzajami piw z małych browarów – polecam. Droga powinna nam zająć około pół godziny.

Przy tamie szlak skręca w lewo pod górę i od tej pory zaczyna się najtrudniejsza część wycieczki – około 1 godzina 30 minut do schroniska na Szyndzielni. Cały czas pod górę. Dla kogoś nieprzyzwyczajonego do gór jest to niezła próba. Dochodzimy do schroniska, możemy sobie zrobić odpoczynek. Widoków ładnych nie ma przy schronisku, dlatego dobrze przejść 50m w bok do stoku narciarskiego i tam usiąść na trawce. Jeszcze lepsze widoki są obok końcowej stacji kolejki linowej na zamkniętym stoku Sahara. Stamtąd idealnie widać panoramę całego Bielska. Aby tam dojść, idziemy od stacji w dół, obok płotu stacji meteorologicznej tak aby stację mieć po prawej stronie – jest tam dosyć szeroka ścieżka. Naprawdę warto  – widoki przepiękne.

Idziemy dalej szlakiem żółtym. Trochę przed Szyndzielnią złączył się on ze szlakiem czerwonym. Po 15-20minutach drogi, od szlaku żółtego i czerwonego odchodzi w prawo szlak czarny – możemy nim iść, jeśli chcemy minąć Klimczok i skrócić sobie drogę na Błatnią. Szlak czarny łączy się potem ze szlakiem żółtym biegnącym na Błatnią. Oszczędza nam to jakieś 15 min drogi. Jeśli chcemy odwiedzić Klimczok, to po chwili jest następne rozwidlenie szlaków – czerwonym idziemy bezpośrednio do schroniska, a żółtym na szczyt Klimczoka. Idąc szlakiem czerwonym (na rozwidleniu skręcamy w lewo) i odwiedzając schronisko musimy wspiąć się potem na Klimczok i dojść do szlaku żółtego. Klimczok to ten szczyt z anteną.

Teraz już nie będzie trudno – schodzimy szlakiem żółtym ze szczytu Klimczoka w kierunku Błatniej, dochodzimy do miejsca, gdzie wpada szlak czarny (ten sam, który opisywałem wcześniej), idziemy dalej, wchodzimy pod górkę i po lewej stronie mijamy ruiny starego schroniska na Trzech Kopcach. Od tego momentu po prawej stronie mamy rezerwat Stok Szyndzielni. Jest to jeden z najstarszych rezerwatów w Beskidzie Śląskim – utworzony w 1953 roku. Jego obszar to prawie 55 ha. Rezerwat opada stromymi stokami Trzech Kopców do doliny Wapienicy.

Za ruinami schroniska jest ścieżka w lewo (dosyć trudna do znalezienia) prowadząca do Jaskini w Trzech Kopcach. Aby do niej iść konieczny jest kask, może być nawet budowlany, latarka czołówka i ktoś, kto już wcześniej był w tej jaskini – jest to istny labirynt. Jaskinie w Beskidach są jaskiniami typu szczelinowego. Wyjaśniając to obrazowo Beskidy są zbudowane z  wielkich głazów ułożonych na kupę, przykrytych warstwą ziemi. Szczeliny między tymi głazami to właśnie jaskinie szczelinowe. Także jaskinie beskidzkie znacząco różnią się od jaskiń na Jurze czy w  Tatrach, jest w nich mokro, dużo błota i aby wejść do nich trzeba zazwyczaj schodzić 2-3 metrowym pionowym otworem. Tak przynajmniej jest w tej jaskini i w niedalekiej Jaskini w Stołowie. Trzeba też uważać na pająki – sieciarze jaskiniowe (chyba najbardziej jadowite polskie pająki), siedzą takie przy wyjściu pod kamieniami i nawiasami skalnymi i mogą użreć jak się je dotknie – a boli to bardziej niż jakby szerszeń użądlił. Niemniej jednak jaskinie są super i idąc do jakiejś najlepiej powiadomić GOPR i dobrze się przygotować. Większość można eksplorować bez lin ( tyko kask, czołówka i jakieś wodoodporne ubranie bo jest sporo przeciskania się, a zewsząd kapie).

Wracając do szlaku od ruin schroniska idziemy mając po prawej rezerwat, schodzimy z Trzech Kopców, rezerwat się kończy i dochodzimy do drogi skręcającej w lewo. Można nią dojść do przełęczy Karkoszczonka i schroniska Chata Wuja Toma. Za tym skrętem jest po lewej stronie polana po wycince drzew – jest tam następna jaskinia: Jaskinia w Stołowie. Dużo mniejsza od Jaskini w Trzech Kopcach, ale można do niej podejść i mieć pojęcie jak wyglądają jaskinie beskidzkie. Jaskinia jest prawie na końcu polany, jakieś 50m od szlaku. Najłatwiej znaleźć ją w zimie, bo bije w z niej słup pary. Wszystkie jaskinie w Beskidach mają stałą temperaturę około 4 stopni przez cały rok – stąd ta para.

Idziemy dalej, przechodzimy przez Stołów, schodzimy trochę na dół i jesteśmy na dużej polanie. To w zasadzie już Błatnia. Najwyższym punktem jest taka duża studzienka kanalizacyjna na końcu polany. Schronisko jest 100m dalej. Droga od Klimczoka do Błatniej powinna nam zabrać około 1 godzinę 30 minut.

Pora na powrót. Ze schroniska na Błatniej wybieramy szlak niebieski i żółty. Schodzimy na Siodło pod Przykrą. Stąd w lewo odchodzi szlak żółty do Jaworza, my mamy 2 możliwości – idziemy prosto szlakiem niebieskim lub skręcamy w prawo na ścieżkę prowadzącą ostro w dół. Ścieżką schodzimy do drogi, na drodze skręcamy w lewo i za około 4km jesteśmy przy aucie. Jest to ta sama droga, na której zaczynaliśmy wędrówkę. Idąc szlakiem niebieskim, idziemy szczytami, widoki są ładne, droga niemęcząca. Ciekawostką jest Uroczysko Ewangelików z XVII wieku. Aby to zobaczyć musimy zejść trochę ze szlaku w lewo, powinna być tabliczka z kierunkowskazem. My podążamy szlakiem, przed nami strome zejście z Palenicy – jeden z moich najmniej ulubionych kawałków. Dochodzimy do zapory (tej z knajpą), tylko z drugiej strony. Przechodzimy mostkiem rzekę i wchodzimy na deptak na którym zaczynaliśmy wędrówkę. Potem w lewo, do auta i do domu.

Jeśli chodzi o możliwość pokonania trasy rowerem to ciężko. Znacznie lepiej pojechać na Dębowiec, nartostradą (szlak czerwony) na Szyndzielnię, potem żółtym na Błatnią, a zjechać szlakiem żółtym do Jaworza – jedna z moich ulubionych rowerowych tras. Z Jaworza łatwo do Wapienicy dojechać rowerem, także dużo nie nadrobimy. Dla mnie zjazd szlakiem niebieskim to samobójstwo, chociaż widziałem raz gościa na rowerze downhillowym, całego opancerzonego jak zjeżdżał tamtędy, także pewnie się da.