Cienkim z Krakowa do Dakaru

22130 km w 48 dni przejechało cinquecento. Krakowska załoga: Jolanta Czupik i Dominik Stokłosa ma na koncie już wiele wypraw tym samochodem. Właśnie wrócili z Dakaru. Załoga Cienkiego Jolanta Czupik i Dominik Stokłosa, absolwenci AGH, na co dzień mieszkańcy w Krakowie. Od 2003 roku zwiedzają Świat w cinquecento 900. Byli już na Ukrainie, w Anglii. Rosji, … Czytaj dalej „Cienkim z Krakowa do Dakaru”

22130 km w 48 dni przejechało cinquecento. Krakowska załoga: Jolanta Czupik i Dominik Stokłosa ma na koncie już wiele wypraw tym samochodem. Właśnie wrócili z Dakaru.

Załoga Cienkiego

Jolanta Czupik i Dominik Stokłosa, absolwenci AGH, na co dzień mieszkańcy w Krakowie. Od 2003 roku zwiedzają Świat w cinquecento 900. Byli już na Ukrainie, w Anglii. Rosji, Kazachstanie. Pakistanie, Iranie. Kaszmirze i w ruinach zamków na Słowacji. Zapowiadają kolejne wyprawy, ale nie zdradzają na razie ich celu. Cinquecento które ma dziś 12 lat i 341 tys. km przebiegu, obyło się do tej pory ber remontu silnika, a podczas wyprawy Kraków – Dakar spaliło 1317 litrów paliwa. O poprzednich wyprawach można przeczytać na stronie.

Czechy, Niemcy, Francję, Hiszpanię i Cieśninę Gibraltarską minęli bardzo szybko. Prawdziwym wyzwaniem stała się Afryka, którą od Europy dzieli zaledwie 40 minut spędzonych na promie. Ekipa podróżników wbrew piaskom i upałowi przebrnęła przez Maroko, Zachodnią Saharę. Mauretanię. Mali i senegalski Dakar. docierając szczęśliwie z powrotem do Krakowa.

Tęgi „Cienki”

Cinquecento, nazywane pieszczotliwie „Cienkim”, okazało się bardzo dobrym środkiem lokomocji na afrykańskich drogach. Siedzisko tylnej kanapy zostało usunięte, żeby zmieścić w samochodzie 30 litrów paliwa, zapasy jedzenia, butle gazowe, wodę pitną, ubrania, dwa koła zapasowe, paczki z jedzeniem i 15 litrów wody do mycia, a także polewania chłodnicy, po awarii wentylatora, który zepsuł się już w Mauretanii. Kolejna część, która zawiodła, to wspornik lewej poduszki silnika, czyli jedno z mocowań silnika, które udało się zespawać.

– Zepsuła się także niwelująca drgania tuleja w wahaczu tylnym – recytuje Jola na jednym wydechu, dziwiąc się, że można nie znać tej części samochodu, Łożysko świszczało, ale dopiero w Polsce, więc zdobyło Afrykę bez uszczerbku. Najbardziej stresującą awarią było złapanie kapcia dwa dni z rzędu, bo choć przewidujący podróżnicy zabrali dwa koła zapasowe, jechali z dusza na ramieniu przymusowo nadrabiając 600 km drogi do najbliższego serwisu w Bamako stolicy Mali.

Maroko, czyli co Bóg da

Ten kraj to raj dla turystów, którzy z powodu polityki nowego króla pod hasłem „10 milionów turystów rocznie” są traktowani jak bóstwa. Mieszkańcy, nastawieni bardzo przyjaźnie, chcą oczywiście zarobić na przyjezdnych, ale robią to w miły sposób. Jedynym czynnikiem osłabiającym miłość do Maroka i Casablanki jest „inszallach”. Tamtejsze „co Bóg da” można usłyszeć w wielu sytuacjach. Z lubością stosował je konsul, dzięki któremu podróżnicy spędzili w Casablance 8 dodatkowych dni oczekując na wizy do Mauretanii. Miasto znane z filmu, dziś trzymilionowe, wystrzeliło wysoko wieżowcami, ale jego zwyczaje wizowe pozostały podobne.

Podczas przedłużonego pobytu „Cienki” zawiózł podróżników w Atlas Średni i Niski, gdzie serce kroiło się na widok dwunastoletnich dziewczynek w butach w rozmiarze 43, od maleńkości wypasających kozy, Jola obdarowała dzieci wszystkimi słodyczami, jakie zabrali dla podniesienia poziomu cukru i energii, a także ubraniami, zostawiając sobie tylko kilka podkoszulków i trzy pary spodni.

Wrota Pustyni

Ze szczęśliwie uzyskana wizą do Mauretanii wyruszyli do Chinguetti, czyli Pierwszych Wrót Pustyni, za którymi wszystko wygląda jak w najbardziej potocznych wyobrażeniach Europejczyka o Saharze czerpanych z pocztówek: wydmy, piasek. oazy i wielbłądy.

Tu przydała się bardzo saperka. Zwłaszcza kiedy ciekawe pięknego widoku oczy zechciały poprowadzić koła „Cienkiego” ku malowniczo położonej wydmie. Skończyło się to pchaniem samochodu przez dwie godziny w piasku po kostki na odcinku 170 metrów z powrotem na główny trakt. Ów trakt oznaczał oczywiście tylko twardszą część pustyni, zaznaczoną jedynie śladami samochodów, które raz na jakiś czas bezpowrotnie niszczył wiatr.

Koścista kuchnia

– Niektórzy dziwią się, czemu zabieramy jedzenie do Afryki i posądzają nas o skąpstwo – mówi Jola – ale nic wiedzą, co serwuje się poniżej Zachodniej Sahary. Ponieważ 80 procent powierzchni Mauretanii pokrywa pustynia, jedyne mięso jakie się tam jada to kury i kozy. Wszystko oczywiście nadmiernie kościste i gotowane bez soli.